wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 1

Właśnie przeciskałyśmy się pomiędzy ludźmi, by jakoś dotrzeć do wyjścia. "Witamy w Dortmundzie" - pomyślałam i udałam się za przyjaciółką. Nie znałam tak dobrze tego miasta, w sumie wiedziałam tylko jak dojść na stadion. Kilka razy byłam tutaj na meczu z tatą. Teraz oddaliliśmy się od siebie. Pochłonęła go praca i chęć zdobycia czegoś więcej, szacunku u innych ludzi. Nie liczy się rodzina, dzieci. Nigdy się mną nie zainteresuje. Wystarczy głupie "Co u Ciebie?", "Jak w szkole?". Nic. Czasami nawet myślę, czemu on w ogóle godził się na bycie ojcem, skoro tak naprawdę nim nie jest?
- Ej, wszystko gra? - spytała mnie przyjaciółka.
- Jasne. Jak zamierzasz się stąd dostać do ciotki?
- Miała po nas przyjechać, ale widocznie musimy zamówić taksówkę. Nie odbiera.
- No to chodźmy.
Wcale nie uważałam nad tym co mówiła do mnie Nina przez całą drogę do domu. Myśli pozostały w Polsce.
- Witam dziewczynki! - przywitała nas miło gospodyni domu - Wchodźcie. Ty zapewne jesteś Marcelina?
- Miło mi panią poznać - podałam kulturalnie rękę.
- Oj tam, mów mi ciociu - uśmiechnęła się promiennie - Napijecie się czegoś?
- Herbatę poproszę - odpowiedziałam.
Ucięłyśmy sobie pogawędkę przy pysznych czekoladowych ciastkach. Ciocia Niny była naprawdę miłą kobietą. Aż się dziwię, że nie ma męża. A może ma tylko wyjechał? Nie śmie o to pytać. To jej prywatne sprawy. Nie będę dociekliwa.
- Zaprowadzę Was do góry i tam rozpakujecie swoje manatki - odparła.
- A będziemy mogły wyjść na miasto? - spytała przyjaciółka.
- Róbcie co Wam się podoba. Jesteście wolne!
- Dziękujemy.
Rozpakowałyśmy swoje walizki, co wcale krótko nam nie zeszło. Gdy wybiła 18:00 poszłam do łazienki, by ogarnąć moje puszyste włosy i nałożyć subtelny makijaż. Następnie ubrałam beżowe rurki, brązowe baleriny, białą bluzkę w granatowe paski z krótkim rękawkiem i na to sweterek ciemnego koloru. Byłyśmy już gotowe. Wstąpiłyśmy do galerii, ale nic ciekawego nie kupiłyśmy więc postanowiłyśmy wrócić do posiadłości.
- Może oglądniemy jakiś film? - poddałam pomysł.
- Czemu by nie? Romansidło?
- Czytasz mi w myślach - uśmiechnęłam i włączyłam "3 metry nad niebem". Ten film nigdy mi się nie znudzi. Resztę czasu aż do 24:00 spędziłyśmy na rozmowie o naszej przyszłości, o marzeniach. Nina już zasnęła, nie za dobrze zniosła podróż. Ja zaś położyłam się na łóżku i wpatrując w sufit uśmiechałam się na myśl o moich zeszłorocznych marzeniach. Tak bardzo chciałam spotkać Marco, a teraz? Jest mi to obojętne, mimo iż mam takie możliwości. Ludzie się zmieniają. Patrząc przez okno na oświecone ulice myślałam nad moim życiem. Przecież nic mi do szczęścia nie potrzeba. Mam rodzinę, wspaniałą przyjaciółkę, a jednak to nie daje mi pełnej radości. Czegoś mi brakuje, jakiegoś sentymentu, który wypełniłby pustkę w moim scenariuszu życiowym...Nie wiem, co to jest. Ale to na pewno coś ważnego, coś co jest fundamentem szczęścia. Zaufanie, szacunek, szczerość ... miłość?

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny! Czekam na nn. <33
    Na pewno będę zaglądać tutaj. Zapraszam do mnie:
    http://she-loves-the-heart-not-the-eyes.blogspot.com/

    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń